Uwaga: Wszystko, co rozpoznacie nie należy do mnie.
_________________________________________________________________________
James Potter
-Czy mogę prosić wszystkich o uwagę?!
Głos Dyrektor Mcgonagall rozbrzmiał ponad szeptanymi rozmowami w Wielkiej Sali. Oderwałem wzrok od zaczarowanego sklepienia, na którym widać było czyste czerwcowe niebo. Chyba nikt z nas nie mógł uwierzyć, że minęło już siedem lat, od kiedy patrzyliśmy na nie po raz pierwszy w życiu. Dzisiaj widzimy je po raz ostatni, a ja wciąż pamiętam niezwykły widok rozgwieżdżonego nieba z mojego pierwszego dnia w szkole. Niektórych rzeczy chyba nigdy się nie zapomina.
Wyglądało na to, że nie ja jeden chciałem przyjrzeć się temu magicznemu obiektowi jeszcze raz, bo wielu z otaczających mnie znajomych siedziało z głową uniesioną do góry, a zirytowana Minni (tak nazywają dyrektorkę Fred i Roxy) wciąż bezskutecznie starała się przyciągnąć naszą uwagę do podium, z którego prowadziła całą ceremonię.
Wielka Sala wyglądała inaczej niż zwykle. Cztery długie stoły należące do poszczególnych domów zniknęły, a ich miejsce zajęły rzędy krzeseł zwróconych w stronę podium na którym jak zwykle stała mównica i stół nauczycielski. Po Uczcie Pożegnalnej (na której wszystko wyglądało jeszcze normalnie), która skończyła się godzinę temu, wszyscy uczniowie mieli czas na dopakowanie tego, czego zapomnieli, odebranie skonfiskowanych w ciągu roku rzeczy od woźnego Filch'a i pożegnanie się z przyjaciółmi. W wierzy Gryfonów trwa teraz zapewne balanga na cześć wakacji, tak jak co roku, od kiedy z Samuelem wpadliśmy na ten pomysł w czwartej klasie.
Ale teraz nie ma nas tam, siedzimy tutaj, w pierwszym rzędzie z resztą Gryfonów z naszego roku. Po mojej prawej stronie Freddy i Roxanne zawzięcie sprzeczają się co do tego, które z nich zostanie wspomniane przez dyrektorkę(która powoli traci cierpliwość), jako największy "mąciwoda", czy jak tam to ona nazywa. Dokładnie za mną, w rzędzie Krukonów siedzi Dommy Dom (nazywana też Dominique) i rzuca zalotne spojrzenia jednemu ze starszych braci Juliany Selwyn, siedzącemu razem z innymi gośćmi po prawej stronie sali. Thomas Selwyn dwa lata temu też kończył Hogwart i był prefektem Naczelnym. Oraz Naczelnym Dupkiem - tak tylko mówię.
Szturcham Fred'a w ramię i wskazuję mu Selwyn'a a on nawet nie pytając o co chodzi obraca się w stronę Dominique i zwraca jej uwagę. Jesteśmy już specjalistami w zabranianiu czegoś Dominique. Oboje patrzymy na nią znacząco. Dominique marszczy brwi i krzyżuje ręce. W tym samym czasie Mcgonagall wciąż próbuje zapanować nad zebranymi w Wielkiej Sali.
Głos Dyrektor Mcgonagall rozbrzmiał ponad szeptanymi rozmowami w Wielkiej Sali. Oderwałem wzrok od zaczarowanego sklepienia, na którym widać było czyste czerwcowe niebo. Chyba nikt z nas nie mógł uwierzyć, że minęło już siedem lat, od kiedy patrzyliśmy na nie po raz pierwszy w życiu. Dzisiaj widzimy je po raz ostatni, a ja wciąż pamiętam niezwykły widok rozgwieżdżonego nieba z mojego pierwszego dnia w szkole. Niektórych rzeczy chyba nigdy się nie zapomina.
Wyglądało na to, że nie ja jeden chciałem przyjrzeć się temu magicznemu obiektowi jeszcze raz, bo wielu z otaczających mnie znajomych siedziało z głową uniesioną do góry, a zirytowana Minni (tak nazywają dyrektorkę Fred i Roxy) wciąż bezskutecznie starała się przyciągnąć naszą uwagę do podium, z którego prowadziła całą ceremonię.
Wielka Sala wyglądała inaczej niż zwykle. Cztery długie stoły należące do poszczególnych domów zniknęły, a ich miejsce zajęły rzędy krzeseł zwróconych w stronę podium na którym jak zwykle stała mównica i stół nauczycielski. Po Uczcie Pożegnalnej (na której wszystko wyglądało jeszcze normalnie), która skończyła się godzinę temu, wszyscy uczniowie mieli czas na dopakowanie tego, czego zapomnieli, odebranie skonfiskowanych w ciągu roku rzeczy od woźnego Filch'a i pożegnanie się z przyjaciółmi. W wierzy Gryfonów trwa teraz zapewne balanga na cześć wakacji, tak jak co roku, od kiedy z Samuelem wpadliśmy na ten pomysł w czwartej klasie.
Ale teraz nie ma nas tam, siedzimy tutaj, w pierwszym rzędzie z resztą Gryfonów z naszego roku. Po mojej prawej stronie Freddy i Roxanne zawzięcie sprzeczają się co do tego, które z nich zostanie wspomniane przez dyrektorkę(która powoli traci cierpliwość), jako największy "mąciwoda", czy jak tam to ona nazywa. Dokładnie za mną, w rzędzie Krukonów siedzi Dommy Dom (nazywana też Dominique) i rzuca zalotne spojrzenia jednemu ze starszych braci Juliany Selwyn, siedzącemu razem z innymi gośćmi po prawej stronie sali. Thomas Selwyn dwa lata temu też kończył Hogwart i był prefektem Naczelnym. Oraz Naczelnym Dupkiem - tak tylko mówię.
Szturcham Fred'a w ramię i wskazuję mu Selwyn'a a on nawet nie pytając o co chodzi obraca się w stronę Dominique i zwraca jej uwagę. Jesteśmy już specjalistami w zabranianiu czegoś Dominique. Oboje patrzymy na nią znacząco. Dominique marszczy brwi i krzyżuje ręce. W tym samym czasie Mcgonagall wciąż próbuje zapanować nad zebranymi w Wielkiej Sali.
-Czego znowu chcecie?
-Thomas Selwyn to arogancki dupek. - odpowiadam.
-Według was każdy facet to "arogancki dupek"! - szepcze ze złością Dom, przez co brzmi to bardziej jak syk.
- Jako twoi starsi kuzyni zabraniamy ci spotykania się z nim. - mówi beznamiętnie Fred, który widząc narastającą irytację blondynki uśmiecha się do niej promiennie.
Roxanne dołącza do naszej rozmowy uderzając swojego bliźniaka w tył głowy.
-A ja jako twoja starsza siostra mówię, żebyś dał Dominique święty spokój. - stwierdza i kieruje wzrok swoich ogromnych oczu na mnie. - Ty też nie masz nic do gadania, J. - dodaje dźgając mnie w brzuch palcem wskazującym.
-Ała! Dlaczego mi t...
-Panie Potter, mogę prosić pana o milczenie? - słyszę za moimi plecami głos wściekłej Dyrektorki. Przeklinając w duchu umieszczam na swojej twarzy fałszywy uśmiech i obracam się w jej stronę.
-Oczywiście, pani Dyrektor. - mówię, ale ona krzyczy już na kogoś innego, tym razem jest to młodszy brat Samuela. Wzdycham i skupiam się na Dyrektorce, która jest coraz bliżej załamania nerwowego.
Fred przechyla się w moją stronę i szepcze:
-Piętnaście sykli o to, że w ciągu kolejnych pięciu minut Minnie wybuchnie.
-Podbijam do dwóch. - odpowiadam rozbawiony.
-Zgoda.
-CISZA!!! - no proszę, nie minęło nawet pół minuty. Ktoś mi tu wisi piętnaście sykli.
Cała sala zastyga w przerażeniu słysząc krzyk Dyrektorki. Minerva ma już swoje lata, ale jeśli chodzi o siłę głosu to Gruba Dama mogłaby pobierać od niej lekcje. Stojąca na podium kobieta szybko doszła do siebie po wybuchu złości. Korzystając z panującej ciszy odchrząknęła i zaczęła swoją mowę, która jak podejrzewam będzie jedną z najbardziej fascynujących jakie w życiu usłyszę.
Tak, to był sarkazm.
-Witam i dziękuję wszystkim zebranym za przybycie. Dziękuje rodzinom i przyjaciołom wszystkich siódmoklasistów. Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby towarzyszyć tym uczniom naszej szkoły, których ostatni rok nauki dobiega końca. -powiedziała Dyrektorka.
Ostatni.Rok.Nauki.Dobiega.Końca. - ta myśl, tak gładko wypowiedziana przez Mcgonagall spędzała mi sen z powiek przez ostatni miesiąc. Jak to możliwe, że to już koniec? Kiedy minął cały ten czas? Czuję się, jakby ktoś ukradł mi przynajmniej cztery lata życia. Przecież jeszcze nie tak dawno temu trzynastoletni Fred i Ja po raz pierwszy wykradaliśmy się do miasteczka Hogsmeade w nocy. Dopiero co Dominique za największy dylemat uważała pytanie, czy dobrze jej w warkoczach, a Roxy chodziła potajemnie na randki ze swoim pierwszym chłopakiem.
-Rocznik 2015/2022 od dzisiaj będzie kolejnym rocznikiem absolwentów Hogwartu. - ciągnęła profesorka - Każdy z Domów z dumą wypuszcza ich spod swoich skrzydeł wiedząc, że poradzą sobie w życiu. Wierzymy w nich, bo jak sami nam pokazali przez te siedem lat, są inteligentnymi, dobrymi, odważnymi, zaradnymi i odpowiedzialnymi młodymi czarodziejami. - przez Wielką Salę przeszła fala chichotów tych, którzy wiedzieli, jacy my wszyscy jesteśmy zaradni i odpowiedzialni.
Dyrektorka musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się patrząc na swoich byłych uczniów. - Oczywiście niektórzy wykazali się odpowiedzialnością w mniejszym stopniu niż poczuciem humoru, tak jak niektórzy Gryfoni. - mówiąc to spojrzała znacząco na siedzące obok mnie bliźnięta. Fred i Roxy przybili sobie piątki.
-Och tak - ciągnęła Mcgonnagal , a uśmiech nie schodził jej z twarzy - wasz rocznik od pierwszego dnia składał się z samych niepowtarzalnych jednostek. Ale właśnie przez te siedem lat, które miało was przygotować do dorosłego życia, osiągnęliście coś wielkiego.- Słysząc to wszyscy skupiliśmy się znowu na słowach dyrektorki.- Stworzyliście jedność. Zawiązaliście przyjaźnie, i mam nadzieję, że wszystkie z nich przetrwają jeszcze długie lata. Są wśród was przyszli medycy, Aurorzy, politycy, sportowcy, literaci, a nawet artyści. Każdego czeka w życiu inna przygoda, ale chcę prosić was, o ostatnią pracę domową.
Zrobiła pauzę, a cała sala zamarła, jak gdyby cały budynek, magia, przedmioty i ludzie jednogłośnie zastygli w tym momencie, chcąc nasycić się tym wyjątkowym przeczuciem, że coś kończy się właśnie, i już nigdy nie będzie takie samo.
-Proszę was, abyście nigdy nie zapomnieli Hogwartu i wszystkiego, czego w nim doświadczyliście. Tutaj zaczął i skończy się dzisiaj wasz okres dorastania. Kończę już swoją mowę, ale chciałabym, abyście wysłuchali jeszcze jednego z waszych kolegów, którego jakiś czas temu poprosiłam, o wystąpienie w tym niepowtarzalnym dla was dniu. Wszyscy go znacie, zarówno z meczy Quidditcha jak i jego dużego zaangażowania w społeczności uczniowskiej. - powiedziała Mcgonagall, a ja przełknąłem ślinę.
-James Potter, zapraszam. - rozległy się oklaski, nie wiadomo czy dla Dyrektorki, która usiadła z innymi nauczycielami, czy dla mnie. Fred i Samuel poklepali mnie po plecach.
Chwyciłem gryf gitary, która stała obok mnie przez cały ten czas i wszedłem na podium.
-Cześć wszystkim, jestem James, tak dla tych, którzy nie wiedzą. - na Sali rozległ się śmiech moich znajomych, a nawet nauczycieli i niektórych rodziców. Szybko przeszukałem tłum po prawej stronie w poszukiwaniu znajomych twarzy i zauważyłem większość swojej rodziny. Nawet babcia Molly pojawiła się na naszym zakończeniu. Byli tam praktycznie wszyscy: Mama, Teddy i Vicky z małym Alex'em, Audrey i wuj Percy (moja ulubiona ciotka i najmniej lubiany wuj), Fleur i Bill, George i Angelina, kuzynka Molly, wszyscy krewni, którzy też uczą się jeszcze w Hogwarcie. Wszyscy, nawet mój Ojciec, chociaż pojawił się tu raczej z powodu Dominique i bliźniaków. Patrzył na mnie tym dobrze znanym mi spojrzeniem obojętności, ale nie miałem zamiaru się tym dzisiaj przejmować.
-Pani dyrektor poprosiła mnie, żebym przygotował piosenkę specjalnie na ten dzień, w którym opuszczamy Hogwart i tym razem nie wrócimy do niego we wrześniu. - powiedziałem. - Zrobiła to pewnie dlatego że wiedziała, że to jedyne w czym jestem dobry. - dodałem, a Wielka Sala znowu wypełniła się śmiechem. Ktoś z rzędu Hufflepuff'u zagwizdał, a reszta ludzi, których znam od pierwszego września sprzed siedmiu lat zaczęła klaskać i krzyczeć.
-Nie gadaj, tylko graj już, Potter! - zawołała Dominique i przybiła piątkę z Samuelem Woodem. Pokazałem im język.
-Ok. - powiedziałem cicho wyciągnąłem różdżkę z kieszeni, przywołując nią mikrofon i fortepian, który stał w roku podium, niewidocznym z głównej części sali.
Poprawiłem pasek od gitary na ramieniu i zbliżyłem usta do magicznego mikrofonu. Na sali panowała zupełna cisza.
- Napisałem tą piosenkę na cześć wszystkich dni, które tu spędziłem, i podziękować wam wszystkim oraz murom naszej szkoły Magii za te siedem lat. (od autora: link do piosenki )
Wykonałem płynny gest różdżką, mając w głowie zaklęcie, a fortepian zaczął sam grać melodię, o którą mi chodziło. Uderzyłem w struny gitary, grając coraz mocniej i znów zbliżyłem się do mikrofonu, myśląc tylko o muzyce i słowach, które ułożyłem kilka tygodni temu. (
Don't you ever wonder whatWill happen when it endsHow can we let go of the, theOnes who we call friends
And I know, it's only a school, but
For so may it's more than that
It's a world, all on it's own where
We once did put on that Sorting Hat
I will miss the train ride in
And the pranks pulled by The Twins
And though it's just a place where
I have been I'll keep on smiling
from the times I had,
In here
Spojrzałem na twarze ludzi przede mną, większość z nich uśmiechała się z sentymentalnym smutkiem w oczach. Wiele osób zaśmiało się słysząc wspomnienie Freda i Roxy, którzy wdali się bardzo w swojego ojca i jego bliźniaka jeśli chodzi o kawały. Śpiewałem dalej, nie wypadając z rytmu. Muzyka zawsze była dla mnie jak drugi język.
Could there ever be again
Another one like this?
One that's brought us together and
Started its own music movement?
So I will miss the train ride in.
And the pranks pulled by the twins.
And though it's nowhere I have been
I'll keep on smiling from the times I had
in here.
Większość osób nuciła teraz ze mną. Wszyscy wstali ze swoich krzeseł i przestępowali z jednej nogi na drugą. Młodsza siostra jednego z moich znajomych, chyba kogoś z Ravenclaw'u, nie mająca jeszcze jedenastu lat, wstała z kolan swojego ojca i zaczęła tańczyć z innym dzieckiem. Sprawiło mi to ogromną radość i nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Soon we will see it closed.
The final year exposed.
It's an end of an era
And I'm seeing clearer
That nothing will ever be the same
Jedna z dziewczyn z Fanclubu Jamesa Pottera (tak, mam swój fanclub. Szaleństwo, co nie?) zapiszczała podekscytowana. Wiem, że dobrze śpiewam, ale bez przesady. Skupiłem się znowu tylko na muzyce.
I will miss the train ride in.
And the pranks pulled by the twins.
And though it's nowhere I have been
I'll keep on smiling from the times I had
in here.
Teraz reszta siódmoklasistów powtarzała słowa razem ze mną.
From the times I had in here x4
From the times we had in here
From the times I had in here x4
From the times we had in here x2
You and Me, the times we had, the times we had with them
Przestałem na chwilę grać i znowu spojrzałem na ludzi, którzy zebrali się tu dzisiaj. W nasz ostatni dzień w Hogwarcie. Uśmiechali się, kiwali do rytmu, patrzyli zachwyceni. Zobaczyłem kilka płaczących osób, nie tylko wśród mojej rodziny. Podobno Albus Dumbledore powiedział kiedyś, że muzyka, to silniejsza magia niż to, co my robimy - uroki i zaklęcia. Musiałem się z nim zgodzić.
Nawet mój ojciec, Harry Potter, musiał spojrzeć na mnie z uznaniem.
Po raz ostatni spojrzałem na magiczne sklepienie Wielkiej Sali, na którym świeciło słońce i zaśpiewałem ostatni wers:
So don't you ever wonder what,Will happen when it ends?
And I know, it's only a school, but
For so may it's more than that
It's a world, all on it's own where
We once did put on that Sorting Hat
I will miss the train ride in
And the pranks pulled by The Twins
And though it's just a place where
I have been I'll keep on smiling
from the times I had,
In here
Spojrzałem na twarze ludzi przede mną, większość z nich uśmiechała się z sentymentalnym smutkiem w oczach. Wiele osób zaśmiało się słysząc wspomnienie Freda i Roxy, którzy wdali się bardzo w swojego ojca i jego bliźniaka jeśli chodzi o kawały. Śpiewałem dalej, nie wypadając z rytmu. Muzyka zawsze była dla mnie jak drugi język.
Could there ever be again
Another one like this?
One that's brought us together and
Started its own music movement?
So I will miss the train ride in.
And the pranks pulled by the twins.
And though it's nowhere I have been
I'll keep on smiling from the times I had
in here.
Większość osób nuciła teraz ze mną. Wszyscy wstali ze swoich krzeseł i przestępowali z jednej nogi na drugą. Młodsza siostra jednego z moich znajomych, chyba kogoś z Ravenclaw'u, nie mająca jeszcze jedenastu lat, wstała z kolan swojego ojca i zaczęła tańczyć z innym dzieckiem. Sprawiło mi to ogromną radość i nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
Soon we will see it closed.
The final year exposed.
It's an end of an era
And I'm seeing clearer
That nothing will ever be the same
Jedna z dziewczyn z Fanclubu Jamesa Pottera (tak, mam swój fanclub. Szaleństwo, co nie?) zapiszczała podekscytowana. Wiem, że dobrze śpiewam, ale bez przesady. Skupiłem się znowu tylko na muzyce.
I will miss the train ride in.
And the pranks pulled by the twins.
And though it's nowhere I have been
I'll keep on smiling from the times I had
in here.
Teraz reszta siódmoklasistów powtarzała słowa razem ze mną.
From the times I had in here x4
From the times we had in here
From the times I had in here x4
From the times we had in here x2
You and Me, the times we had, the times we had with them
Przestałem na chwilę grać i znowu spojrzałem na ludzi, którzy zebrali się tu dzisiaj. W nasz ostatni dzień w Hogwarcie. Uśmiechali się, kiwali do rytmu, patrzyli zachwyceni. Zobaczyłem kilka płaczących osób, nie tylko wśród mojej rodziny. Podobno Albus Dumbledore powiedział kiedyś, że muzyka, to silniejsza magia niż to, co my robimy - uroki i zaklęcia. Musiałem się z nim zgodzić.
Nawet mój ojciec, Harry Potter, musiał spojrzeć na mnie z uznaniem.
Po raz ostatni spojrzałem na magiczne sklepienie Wielkiej Sali, na którym świeciło słońce i zaśpiewałem ostatni wers:
So don't you ever wonder what,Will happen when it ends?
***
Później tego dnia Dyrektor Mcgonagall przeprowadziła Ceremonię Rozdania nam świadectw ukończenia Szkoły Magii i nasze wyniki Owutemów (Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych). Po uściskach i życzeniach składanych nauczycielom, zostaliśmy zaatakowani przez nasze rodziny i przyjaciół. Ja, Dom, Fred, Roxy oraz jeszcze kilka innych osób z naszej paczki zaczęliśmy skakać, ściskać się i wrzeszczeć z radości, jakbyśmy w ten sposób udowadniali Światu, że jesteśmy gotowi na to co przyniesie przyszłość. Tak naprawdę wszyscy byliśmy przerażeni.
Mama i Lily popłakały się w trakcie mojego wystąpienia, a potem mało nie udusiły mnie, rzucając mi się na szyję. Teddy na sto procent obił mi puca (jeśli to w ogóle możliwe), kiedy klepał mnie po plecach składając gratulacje. Od ojca usłyszałem ciche "Gratuluje, James" z uściskiem dłoni, ale On nie był względem mnie wylewny przynajmniej od kiedy skończyłem jedenaście lat.
O wyznaczonej porze wyszliśmy z Zamku i skierowaliśmy się w stronę jeziora. Ostatnie klasy opuszczają Hogwart w taki sam sposób, w jaki do niego przybyli - łódkami, które przetransportują nas przez Czarne Jezioro na stację kolejową w Hogsmeade. Kiedy mieliśmy jedenaście lat wydawały się one większe. Teraz mieściliśmy się w nich we dwójkę, dlatego Fred i Roxy popłynęli jedną, a Ja i Dom drugą łódką. Płynęliśmy obok siebie, nie spuszczając wzroku z rozświetlonego zamku. Przez okna Wielkiej Sali widać było setki lewitujących świec, pod którymi co dnia jadaliśmy kolacje. Teraz ich światła mrugały jakby machały nam na pożegnanie. Z Zakazanego Lasu można było dostrzec światło błędnych ogników, chatka Hagrida wypuszczała przez komin spokojnie dym, który wydawał się jasną plamą na granatowym niebie.
-Niezwykłe, prawda? - usłyszałem Dominique, która odezwała się cicho z podbródkiem opartym na kolanach i oczami utkwionymi w tę samą stronę, w którą patrzyłem zaledwie chwilę temu.
-Wygląda zupełnie tak samo, jak wtedy. - dokończyłem myśl, która chodziła nam po głowie.
-Jest równie magiczny, co siedem lat temu, jakby nienaruszony! - zawołała do nas Roxy, burząc panującą aurę ciszy i spokoju. Annalise Clearwater spojrzała na nią gniewnie ze swojej łódki i plusnęła w nią wodą. Roxy nie pozostała jej dłużna i chwilę później wszyscy, czyli trzydzieścioro siedemnastolatków, polewaliśmy się wodą na środku zamieszkanego przez Wielką Ośmiornicę, Trytony, Druzgotki i nie wiadomo co jeszcze, jeziora w sercu Szkocji.
Jak brzmiało to przysłowie? Ciesz się wolnością, póki nie przeminie.
-James! - obróciłem głowę w drugą stronę i zakryłem ją poduszką.
-JAMES KRETYNIE! - rozległ się zza drzwi głos mojej wspaniałej kuzynki Dominique.
-Cooo? - wyjęczałem w poduszkę, nie wiedząc i nie przejmując się tym, czy mnie dosłyszała.
Dlaczego nikt nigdy nie pozwalał mi odespać zarwanych nocy? Od pół roku mieszkam sam, ale albo Rose, albo Dom, albo Fred, albo Roxy, albo moja Matka cały czas plączą mi się po mieszkaniu. Czy to sprawiedliwe? Nawet Lily, która chodzi jeszcze do szkoły i to w innej dzielnicy pojawia się przynajmniej raz na dwa tygodnie!
-Za pięć minut masz trening, a pamiętaj, że spóźniłeś się już na dwa w tym miesiącu!
Zerwałem się z łóżka tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie i spojrzałem na zegar stojący na stoliku nocnym.
9:55
-KURWA! - przekląłem biegnąc do szafy i wyciągając z niej dżinsy i biały bawełniany t-shirt. Dlaczego dałem się namówić wczoraj Louisowi na wyjście do klubu? Pewnie dlatego, że nazywam się James Potter i nie potrafię poskładać sobie życia do kupy. Chwyciłem torbę treningową, w której na szczęście był mój strój Puddlemere United i otworzyłem drzwi. Powitała mnie twarz pięknej, upartej i w chwili obecnej bardzo zirytowanej Dominique Delacour-Weasley. W jednej ręce trzymała swój elegancki płaszcz, a w drugiej dwa papierowe kubki z kawą. Na ich widok zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Kupiłaś mi kawę? Zawsze byłaś moją ulubioną kuzynką Dommy. - powiedziałem wyciągając rękę w stronę kubka z parującym czarnym płynem. Niestety Dominique usunęła mi go z zasięgu.
-Możesz pomarzyć Jimmy. To dla mojej przyjaciółki Celine, a nie dla ciebie. Wpadłam tu, bo zastałam mojego kretyńskiego brata śpiącego na wycieraczce przed moim mieszkaniem i domyśliłam się, że jeśli Louis był na mieście, to ty razem z nim.
Jestem taki przewidywalny? Świetnie, muszę popracować nad swoim image'm.
Zrobiłem minę smutnego szczeniaczka, patrząc na niższą ode mnie dziewczynę, prosząc ją o tę kawę.
-Nie rób oczu szczeniaczka, James. - zagroziła mrużąc oczy.
-Proszę? - wydąłem dolną wargę.
Dominique westchnęła, oferując mi kubek ze świętym napojem. Cmoknąłem ją w policzek i zacząłem pić kawę, jednocześnie sięgając do schowka po moją miotłę, Melanię.
-A tak właściwie, to co to za Celine, której zapotrzebowanie na kofeinę stawiasz ponad swojego krewniaka z krwi i kości? - zapytałem, wyrzucając pusty kubek do kosza w kuchni. Dom siedziała przy wyspie kuchennej, pijąc z drugiego kubka i przeglądając Proroka Codziennego.
-Moja przyjaciółka z dzieciństwa. Chodziła do Akademii Bauxbatons i pracuje teraz ze mną w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Jest ambasadorem francuskiego Ministerstwa Magii, ale tobie nic do tego, a ja muszę się śpieszyć. Mam dzisiaj jeszcze skończyć sprawozdanie z konferencji o której nic nie wiesz, więc nic ci do tego. - Odpowiedziała, wyrzucając kubek i kierując się w stronę kominka.
Dom miała swoją własną grę, w której chodziło w skrócie o to, że nie mam prawa wtykać nosa w jej sprawy związane z pracą. Dlatego, zamiast udzielać pełnych informacji, mówiła tylko połowę i dodawała "nic ci do tego". Było to trochę irytujące, ale taka była Dom. Lubiła powierzchowną tajemniczość i przekomarzanie się. Szczerze mówiąc, jeśli Dominique drażni kogoś dla zabawy, to znaczy, że tę osobę lubi.
-W takim razie miłego dnia blondi. Widzimy się u Freda i Roxy. - powiedziałem z uśmiechem.
-Pa, J! - zawołała wskakując w zielone płomienie i zostawiając mnie znowu samego.
Spojrzałem na zegarek i szybko chwyciłem torbę, teleportując się na stadion mojej drużyny. Czekały mnie karne okrążenia przed treningiem. W końcu jako gracz nr.1 najlepszej drużyny w Lidze Quidditcha nie mogłem się spóźniać.
10:05
_______________________________________________________________________________
Hej (ponownie)!
Pierwszy rozdział skończony, a ja chciałabym napisać więcej, ale ze względu na kolejne rozdziały nie mogę :D Jestem bardzo wdzięczna, jeśli dotarliście aż do tej notki autora, bo to znaczy że może zwróciłam waszą uwagę na tyle, żebyście przeczytali w przyszłości kolejne rozdziały.
Piosenka, którą śpiewa James, to End of An Era - Oliver Boyd And The Remembralls KONIECZNIE musicie jej posłuchać, jeśli chcecie poczuć klimat tego rozdziału :) jest ona na playliście, a to link na youtube'a : https://www.youtube.com/watch?v=js_hb758Z7s
Zmodyfikowałam trochę jej tekst, tak żeby pasował do opowiadania, ale rytm pozostaje nienaruszony.
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział zrobił na was dobre wrażenie. Jeśli tak (a także jeśli nie), to chętnie przeczytam i odpowiem na wasze komentarze. :)
Jasmine
-Niezwykłe, prawda? - usłyszałem Dominique, która odezwała się cicho z podbródkiem opartym na kolanach i oczami utkwionymi w tę samą stronę, w którą patrzyłem zaledwie chwilę temu.
-Wygląda zupełnie tak samo, jak wtedy. - dokończyłem myśl, która chodziła nam po głowie.
-Jest równie magiczny, co siedem lat temu, jakby nienaruszony! - zawołała do nas Roxy, burząc panującą aurę ciszy i spokoju. Annalise Clearwater spojrzała na nią gniewnie ze swojej łódki i plusnęła w nią wodą. Roxy nie pozostała jej dłużna i chwilę później wszyscy, czyli trzydzieścioro siedemnastolatków, polewaliśmy się wodą na środku zamieszkanego przez Wielką Ośmiornicę, Trytony, Druzgotki i nie wiadomo co jeszcze, jeziora w sercu Szkocji.
Jak brzmiało to przysłowie? Ciesz się wolnością, póki nie przeminie.
***
Półtora roku później-James! - obróciłem głowę w drugą stronę i zakryłem ją poduszką.
-JAMES KRETYNIE! - rozległ się zza drzwi głos mojej wspaniałej kuzynki Dominique.
-Cooo? - wyjęczałem w poduszkę, nie wiedząc i nie przejmując się tym, czy mnie dosłyszała.
Dlaczego nikt nigdy nie pozwalał mi odespać zarwanych nocy? Od pół roku mieszkam sam, ale albo Rose, albo Dom, albo Fred, albo Roxy, albo moja Matka cały czas plączą mi się po mieszkaniu. Czy to sprawiedliwe? Nawet Lily, która chodzi jeszcze do szkoły i to w innej dzielnicy pojawia się przynajmniej raz na dwa tygodnie!
-Za pięć minut masz trening, a pamiętaj, że spóźniłeś się już na dwa w tym miesiącu!
Zerwałem się z łóżka tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie i spojrzałem na zegar stojący na stoliku nocnym.
9:55
-KURWA! - przekląłem biegnąc do szafy i wyciągając z niej dżinsy i biały bawełniany t-shirt. Dlaczego dałem się namówić wczoraj Louisowi na wyjście do klubu? Pewnie dlatego, że nazywam się James Potter i nie potrafię poskładać sobie życia do kupy. Chwyciłem torbę treningową, w której na szczęście był mój strój Puddlemere United i otworzyłem drzwi. Powitała mnie twarz pięknej, upartej i w chwili obecnej bardzo zirytowanej Dominique Delacour-Weasley. W jednej ręce trzymała swój elegancki płaszcz, a w drugiej dwa papierowe kubki z kawą. Na ich widok zrobiło mi się ciepło na sercu.
-Kupiłaś mi kawę? Zawsze byłaś moją ulubioną kuzynką Dommy. - powiedziałem wyciągając rękę w stronę kubka z parującym czarnym płynem. Niestety Dominique usunęła mi go z zasięgu.
-Możesz pomarzyć Jimmy. To dla mojej przyjaciółki Celine, a nie dla ciebie. Wpadłam tu, bo zastałam mojego kretyńskiego brata śpiącego na wycieraczce przed moim mieszkaniem i domyśliłam się, że jeśli Louis był na mieście, to ty razem z nim.
Jestem taki przewidywalny? Świetnie, muszę popracować nad swoim image'm.
Zrobiłem minę smutnego szczeniaczka, patrząc na niższą ode mnie dziewczynę, prosząc ją o tę kawę.
-Nie rób oczu szczeniaczka, James. - zagroziła mrużąc oczy.
-Proszę? - wydąłem dolną wargę.
Dominique westchnęła, oferując mi kubek ze świętym napojem. Cmoknąłem ją w policzek i zacząłem pić kawę, jednocześnie sięgając do schowka po moją miotłę, Melanię.
-A tak właściwie, to co to za Celine, której zapotrzebowanie na kofeinę stawiasz ponad swojego krewniaka z krwi i kości? - zapytałem, wyrzucając pusty kubek do kosza w kuchni. Dom siedziała przy wyspie kuchennej, pijąc z drugiego kubka i przeglądając Proroka Codziennego.
-Moja przyjaciółka z dzieciństwa. Chodziła do Akademii Bauxbatons i pracuje teraz ze mną w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Jest ambasadorem francuskiego Ministerstwa Magii, ale tobie nic do tego, a ja muszę się śpieszyć. Mam dzisiaj jeszcze skończyć sprawozdanie z konferencji o której nic nie wiesz, więc nic ci do tego. - Odpowiedziała, wyrzucając kubek i kierując się w stronę kominka.
Dom miała swoją własną grę, w której chodziło w skrócie o to, że nie mam prawa wtykać nosa w jej sprawy związane z pracą. Dlatego, zamiast udzielać pełnych informacji, mówiła tylko połowę i dodawała "nic ci do tego". Było to trochę irytujące, ale taka była Dom. Lubiła powierzchowną tajemniczość i przekomarzanie się. Szczerze mówiąc, jeśli Dominique drażni kogoś dla zabawy, to znaczy, że tę osobę lubi.
-W takim razie miłego dnia blondi. Widzimy się u Freda i Roxy. - powiedziałem z uśmiechem.
-Pa, J! - zawołała wskakując w zielone płomienie i zostawiając mnie znowu samego.
Spojrzałem na zegarek i szybko chwyciłem torbę, teleportując się na stadion mojej drużyny. Czekały mnie karne okrążenia przed treningiem. W końcu jako gracz nr.1 najlepszej drużyny w Lidze Quidditcha nie mogłem się spóźniać.
10:05
_______________________________________________________________________________
Hej (ponownie)!
Pierwszy rozdział skończony, a ja chciałabym napisać więcej, ale ze względu na kolejne rozdziały nie mogę :D Jestem bardzo wdzięczna, jeśli dotarliście aż do tej notki autora, bo to znaczy że może zwróciłam waszą uwagę na tyle, żebyście przeczytali w przyszłości kolejne rozdziały.
Piosenka, którą śpiewa James, to End of An Era - Oliver Boyd And The Remembralls KONIECZNIE musicie jej posłuchać, jeśli chcecie poczuć klimat tego rozdziału :) jest ona na playliście, a to link na youtube'a : https://www.youtube.com/watch?v=js_hb758Z7s
Zmodyfikowałam trochę jej tekst, tak żeby pasował do opowiadania, ale rytm pozostaje nienaruszony.
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział zrobił na was dobre wrażenie. Jeśli tak (a także jeśli nie), to chętnie przeczytam i odpowiem na wasze komentarze. :)
Jasmine
Kochana! <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się wspaniale! Zaskoczyłaś mnie narracją z perspektywy James'a i sądzę, że wzięłaś na siebie duże wyzwanie, ale od razu widać, że wspaniale to realizujesz. Będziesz mogła przy tym świetnie wyjaśnić wiele interesujących wątków z jego życia (mnie najbardziej intryguje relacja z ojcem :3). Postaci! Już od razu widać, że są wspaniale wykreowane, ale to wiadomo przy każdym Twoim opowiadaniu, to już taka Twoja wizytówka. Generalnie zakochałam się już w Dom :D Jest cuuuuuudownie. No i nie sposób nie wspomnieć o piosence, którą uwielbiam i jestem niezwykle wdzięczna, że ją wykorzystałaś <3
Czekam niecierpliwie na następny rozdział! :*
opowiadanie zapowiada się bardzo dobrze czekam na next i życzę dużo weny i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://she-and-him-love-story.blogspot.com/
Wyobraź sobie, że teoretycznie masz wszystko, co czyni człowieka szczęśliwym. Pieniądze, urodę, najlepsze oceny, kochająca rodzinę, cudownych przyjaciół. Wystarcza ci to, aż do pewnego momentu, gdy zdajesz sobie sprawę, że w tej układance brakuje jednego puzzla… Miłości. I oto – jak na zawołanie – pojawia się Ktoś, kto jednym spojrzeniem sprawia, że się rumienisz, a uśmiechem potrafi zamienić najgorszy koszmar w najszczęśliwszy ze snów. Znowuż jest pięknie, cudownie, kolorowo. Nagle do jasnej tkaniny Twojego życia ktoś podchodzi i zaczyna wplatać czarne nitki.
Pierwsza ~ strach.
Druga ~ zdrada.
Trzecia ~ nienawiść.
Czwarta ~ cierpienie.
Piąta ~ śmierć.
Przyjaciel okazuje się być wrogiem, zaś wróg przyjacielem. Śmierć życiem – życie śmiercią. Smutek radością, zdrada wiernością, a potępienie zbawieniem. Niczego już nie można być pewnym.
Zaufasz? Uwierzysz?
Wybór należy do Ciebie, a jego skutki będą miały wpływ na więcej, niż jedno istnienie.
Zapraszam serdecznie